
Cześć, mam na imę Maryś
pKiedy myślę o swojej historii, nie widzę spektakularnych zwrotów akcji. Moja opowieść jest raczej jak spokojnie ukazujący się widok, kiedy wychodzimy w góry. Im jesteśmy wyżej tym widać więcej. widok jest pełniejszy, widzimy coraz dalsze plany.
Byłam bardzo pogodnym dzieckiem, które wszyscy lubili. Mimo, że nieśmiałym, to trochę zawadiackim, trochę przebojowym, z promiennym uśmiechem. Mieszkałam całe życie w cieniu sosnowego lasu, za którym było morze. Natura była moim odwiecznym towarzyszem. Latem wyjeżdżałam z rodzicami i rodzeństwem na obozy naukowe – mieszkaliśmy w namiotach w zaroślach wierzb nad brzegiem morza gdzie łapaliśmy i obrączkowaliśmy ptaki wędrowne. Ten czas i miejsce, to jest moja Arkadia, moje miejsce i czas mocy. Pewnie dlatego tak bardzo kocham morze. I gotowanie na ognisku 🙂
Pochodzę z bardzo religijnej, wierzącej rodziny i od maleńkości miałam kontakt z Bogiem, Kościołem, nabożeństwami, tradycjami…Czułam się blisko Boga, a jednocześnie bardzo się go bałam…
Zawsze czułam się trochę inna niż moi rówieśnicy. Wyglądałam inaczej, czułam inaczej, inne rzeczy były dla mnie ważne. Chodziłam swoimi drogami, choć umiałam jednocześnie być częścią grupy.
Pod koniec studiów geograficznych zaczęłam mieć stany depresyjne, które mnie doprowadziły do terapii, której poświęciłam kolejne dwa lata. Na tamten moment terapia bardzo mi pomogła wrócić do równowagi, ale też lepiej rozumieć siebie i świat emocji.
Po skończonych studiach, nie chciałam pracować jako geograf. Zawsze lubiłam dzieci, miałam pomysł, że będę przedszkolanką w przedszkolu Montessori. Ale bardzo szybko poczułam, że nie mam duszy animatora zabaw. Zainteresowałam się wtedy szyciem i projektowaniem strojów. Chciałam tworzyć piękne, strukturalne kreacje. Ale szybko okazało się, że projektant ze mnie żaden, a szycie doprowadza mnie do szału, kiedy nie mogę uzyskać szybko idealnego efektu…Szukałam. Interesowały mnie różne rzeczy, mam dużo zdolności. Tańczyłam taniec współczesny, grałam na gitarze, robiłam witraże, wyszywałam, szyłam na maszynie, filcowałam, kochałam suknie ślubne, śpiewałam w czterogłosie w chórze, czytałam różne książki o rozwoju osobistym, myślałam o zakładaniu przedszkola, potem szkoły leśnej… Ale ciągle nie mogłam znaleźć swojej pasji. W nic nie mogłam się wciągnąć tak na 100 %.
Marzyłam o rodzinie, o dzieciach, o byciu mamą w domu…I kiedy urodziłam swoją cudną córkę, nie miałam żadnego zajęcia, do którego mogłabym wrócić, nie miałam żadnej odskoczni od bycia mamą. I bardzo szybko poczułam, że nie umiem być tylko mamą, że potrzebuję czegoś więcej. Byłam bardzo zaangażowana w rodzicielstwo bliskości z szacunkiem do Małego Człowieka, miałam cudownego męża. A jednak…
A jednak ciągle czegoś mi brakowało, czułam, że marnuję siebie i swoje zasoby, zdolności. Czułam się niezrealizowana, czułam, że marnuję swój potencjał. Marzyłam o tym, żeby żyć pełną piersią. Ale nie miałam pojęcia jak to osiągnąć, jak znaleźć swój sens. Z tym poczuciem niespełnienia i marnowania swojego potencjału żyłam przez wiele lat. I kiedy urodziłam synka, a w międzyczasie miałam jeszcze robić piękne wełniane sweterki dla dzieci, a potem być Panią od sukienek (by pomagać kobietom w szukaniu sukni ślubnej), coś powoli zaczęło się zmieniać. Inspirowało mnie mnóstwo rzeczy, ale to wciąż nie było to, czego szukałam. A jednocześnie, już od wielu lat głęboko w sobie czułam, że uciekam przed sobą. Tak dokładnie to czułam.
Przez kolejne 2 lata trwał kolejny etap mojej podróży. Dzięki różnym warsztatom, treningom i cudownym ludziom, którzy stanęli na mojej drodze, zaczęłam CZUĆ SIEBIE, zaczęłam CZUĆ SWOJE CIAŁO, przestałam uciekać, SPOTKAŁAM siebie i zaczęłam WRACAĆ DO SIEBIE. To był dla mnie przełom, który rozpoczął nową erę mojego życia: w KONTAKCIE ZE SOBĄ.
Znalazłam w sobie swój bezpieczny dom, do którego zawsze mogę wrócić. Znalazłam to, za czym tak bardzo tęskniłam, nawet nie wiedząc za czym tak tęsknię…Spotkałam SIEBIE, zaczęłam odzyskiwać kontakt z tym, co jest prawdziwie moje, z moją esencją, prawdziwą naturą. Okazało się, że wszystko, za czym tak bardzo tęskniłam mam w sobie. Spotkałam Boga, za którym tak długo tęskniłam…Spotkałam tak niewyobrażalne piękno, głębię, tajemnicę, że trudno mi znaleźć słowa by je opisać. Wróciłam do Życia. Zaczęłam rozkwitać. Odnalazłam głęboki spokój i poczucie, że jestem bezpieczna, niezależnie od tego, co dzieje się w moim życiu…Odzyskałam poczucie, że moje życie ma wartość tylko dlatego, że jestem, że żyję. Znalazłam sens w moim życiu. I chciałam dzielić się tym z innymi.

Dlatego dzisiaj, kontynuując swoją drogę bycia CORAZ BARDZIEJ SOBĄ, pomagam WRACAĆ DO SIEBIE innym. Pomagam im wrócić DO SWOJEGO wewnętrznego DOMU. W tym domu jest spokój, bezpieczeństwo, miłość, radość, klarowność, energia, kreatywność…Kiedy wrócimy do domu, do tego połączenia ze sobą, z naszą najgłębszą, najprawdziwszą naturą, do połączenia ze Źródłem naszego Życia, możemy ŻYĆ SWOJE ŻYCIE pełniej i szczęśliwiej. Możemy przestać walczyć i zyskać dostęp do naszej wewnętrznej siły.
Jestem Certyfikowanym Coachem w podejściu Zen Coachingu. Kocham to podejście duszą i ciałem. Uwielbiam je jako ścieżkę osobistego i duchowego rozwoju, a także jako sposób wspierania ludzi w powrocie do siebie, odnajdywania swojej prawdziwej natury, sięgania po życie jakim chcą żyć.
Kocham towarzyszyć moim klientom w tym procesie odrzucania niepotrzebnych bagaży i powracania do Siebie. Kocham, kiedy na ich twarzy pojawia się rozluźnienie i uśmiech, biorą głęboki oddech, a oczy błyszczą radością. I kiedy mówią, że właśnie zrobili coś, co planowali od dawna, a zadziało się to tak po prosu, bez żadnego wysiłku… Zobacz, co mówią moi klienci.
Oferuję sesje indywidualne oraz programy grupowe, online (z dowolnego miejsca na Ziemi, w którym jest zasięg Internetu) lub na żywo (Gdańsk).
Stworzyłam programy online: „Zatrzymaj się, odetchnij i idź tam dokąd chcesz”, a także „Zanurzenie w Spokoju”.

A poza, tym jestem mamą Dwójki Cudów Wszechświata.
Kocham jedzenie: jeść, gotować, oglądać na zdjęciach i rozmawiać o nim.
Kocham ludzi i śmiech.
Nie mogę żyć bez przyrody.
Jak wody, potrzebuję do życia kontaktu z Pięknem.
Wierzę w ludzi, nawet jeśli wszyscy dookoła już ich przekreślili.
Mieszkam z rodziną pod lasem, do którego chodzę na kąpiele leśne, które pomagają mi wracać do siebie.
Maryś Meissner